Zapraszam <3
Cel jest wielki, kiedy mu się poświęcasz. Lecz cel staje się niski, kiedy robisz sobie z niego tytuł do chwały.-Antoine de Saint-Exupéry
wtorek, 28 października 2014
Epilog
Epilog
Jeśli kiedykolwiek dojdziesz lub właśnie doszedłeś do tego momentu to skomentuj chociaż to <3
Nie zabijcie mnie proszę za takie zakończenie.
Przygasił papierosa i potrzasnął głową, aby Jego blond loki zniknęły ze smutnej twarzy. Nigdy nie sądził, że papierosy rzeczywiście będą przynosić ukojenie. Co prawda małe, ale zawsze. Zamknął oczy pragnąc zapomnieć o wszystkim co do tej pory się wydarzyło. Wszystkie do tej pory dobre wspomnienia przysłoniły te złe, przykre, raniące potwornie każdy kawałek Jego ciała i duszy. Powstrzymywał słone łzy, które za wszelką cenę chciały się wydostać na zewnątrz. Minął już miesiąc od tamtego strasznego wydarzenia, które zapamięta do końca życia. Popatrzył przed siebie na szary, cmentarny nagrobek i wyciągnął z kieszeni bielutką kopertę zaadresowaną do Niego.
Norma nie żyła.
Popełniła samobójstwo.
Mimo, że minął niecały miesiąc od śmierci Jego żony to On nadal nie przeczytał tej wiadomości. Nie mógł, bo wiedział, że nie dałby rady. Kochał Ją jak nikogo innego dotąd, a teraz był sam. Nie potrafił do końca opisać swoich emocji. Czuł się wściekłym, zdradzonym, porzuconym, samotnym i skrzywdzonym. I gdyby wiedział, że Ona planuje taki koniec to być może zrobił by tą z Nią, bo przecież przyrzekał przed ołtarzem, że zawsze będą razem, ale za jakiegoś powodu zachowała to w tajemnicy. Pociągnął lekko za wierzch koperty i wyciągnął lekko żółtą kartkę.
,,Wiem, że cię zraniłam i wiem też, że mi tego nie wybaczysz, ale musisz wiedzieć, że nie planowałam tego od początku. Zaczęłam myśleć o swojej śmierci trochę po ślubie. Wtedy uświadomiłam sobie, że tego momentu i tak nie uniknę, bo przecież wszyscy kiedyś umrzemy, a ja miałam bardzo mało czasu jak na realizacje wszystkich marzeń. Ale wiesz co? Zdołałam spełnić je wszystkie. Bałam się tego cierpienia i bólu. Bałam się nawet tego ostatecznego momentu i nie ważne czy tego z własnej woli czy nie. Ja po prostu zaczęłam się bać. Jestem wam, a przede wszystkim tobie wdzięczna za to, że byłeś kiedy Cię potrzebowałam. Nawet nie wiesz jak bardzo. Mam jednak cichą nadzieję, że mi wybaczysz. Obiecaj mi tylko, że nie będziesz próbował do mnie dołączyć i nawet jeśli oznacza to ułożenie życia z kimś innym i po prostu żył. Obiecaj mi to proszę. Kocham Cię. X. Twoja na zawsze Norma
''Jej dwunastym celem była obietnica''
sobota, 25 października 2014
Przekaz bloga
Ważne!
Wiecie...zdaje sobie sprawę, że ten blog nie był idealny, ale mam też nadzieję, że nie najgorszy. Każdy komentarz sprawiał, że na moich ustach pojawił się ''banan''. Byłam raz bardziej, a raz mniej zadowolona z rozdziałów, ale to jest mój trzeci blog jaki pisze, drugi jaki pisze sama i pierwszy jaki kończę epilogiem, więc myślę, że nie jest tragicznie, aczkolwiek mogłoby być lepiej.
Ale do czego zmierzam?
Chodzi mi o to, że tym opowiadaniem chciałam wam przekazać, że każdy zasługuje, aby mieć marzenia. Pewnego dnia, aby zaczerpnąć inspiracji czytałam różnego rodzaju odpowiedzi na proste pytanie ''O czym marzysz?. I nie natknęłam się nic ciekawego. Pierwsze miejsce to były oczywiście pieniądze, drugie duży dom, trzecie dopiero zajmowała rodzina, ale to i tak nie jest nic nadzwyczajnego. Zapytałam też kilka osób z moich znajomych to odpowiadały to samo lub ewentualnie o wyprowadzkę z kraju czy też konkretny zawód, samochód, zdrowie. Jeszcze inne nie miały żadnych marzeń. Ale co by zrobiła Norma gdyby ich nie miała? Wiem, że to dziwne i nie wiem czy w ogóle powinnam dodawać taki wpis, ale chce wam tylko przekazać, że warto mieć marzenia i dążyć do tego, aby się spełniły. Epilog pojawi się w ciągu najbliższych dni i chciałabym, żeby każdy Go skomentował (nie obrażę się jeśli to będzie długi komentarz xD). A po nim kiedy tylko założę nowy blog pojawi się o tym notatka.
Kurde nie będę chyba dalej przynudzać...
Dziękuje za każdy komentarz, wejście, obserwatora!
Dziękuje za wszystko!
Ponieważ nie mam strasznej ilości czytelników, więc (mam nadzieje, że każdemu) postanowiłam podziękować osobiście :
Natalka Natka - Pomagałaś mi i to bardzo, doradzałaś kiedy nie wiedziałam i głównie za to ci dziękuje. Ps. Nigdy nie rezygnuj z pisania, bo nieźle ci to idzie ;)
Sparks_Fly - Nie wiem czym są ''Dziwne losy Jane Eyre'', bo napisałaś o tym w komentarzu, ale mam nadzieję, że nie powinnam się za to wstydzić? (xDD).
Francine Elandie - Ashton nie miał innej żony. Norma była jego pierwszą żoną, ale wtedy był pijany, a wiadomo jak alkohol działa na ludzi. Dziękuje za każdy komentarz, który pojawił się na blogu.
Cookie - Nie mam bladego pojęcia co napisać. Po prostu dziękuje, że byłaś, a także przepraszam, że przeraża cię to, że coraz lepiej pisze xD.
@sleepinlsdchild - Zabij mnie, ale musze powiedzieć, że zajebisty pomysł z tymi białymi włosami na twoim blogu ( MUSIAŁAM). Też bym chciała mieć takiego brata jak Michael. Dziękuje <3
Dominika Kucner - Kuci, kuci co mam ci napisać? Kocham cię i wiesz o tym prawda? :***
akrelyna - Muszę przyznać, że zawsze czekałam na twoje komentarze. Sama nie wiem dlaczego. I to chyba właśnie za nie powinnam ci najbardziej podziękować.
Mam nadzieję, że są wszyscy, a jeśli nie to przepraszam. <3 Dziękuje i do przeczytania.
piątek, 17 października 2014
Jej jedynasty cel
Rozdział 11
Dedykacja dla Wiktorii (skomentuj chociaż raz plebsie xD)
Ciemne niebo kontrastowało niemalże idealnie z jasno-święcącymi miliardami gwiazd, które swym wyglądem zapierały dech w piersiach, a chłodny powiew wiatru zaczesał Jej ciemne włosy do tyłu. Wzięła głęboki wdech patrząc na falującą wodę morza, która odbijała Jej uśmiechniętą i lekką czerwoną twarz. Była żoną Ashtona już od dwóch dni, a teraz zgodnie z tradycją przyszedł czas na podróż poślubną, która właśnie trwała. Dosłownie, bo płynęli do swojego wymarzonego celu wynajętym statkiem. Obydwoje uzgodnili, że najodpowiedniejszym miejscem będzie Paryż zwanym również miastem zakochanych. Wpatrywała się w lustrzane odbicie wody wspominając wesele.
''W całej sali bankietowej przeważały czerń i biel, a kobiety w kolorowych, wizytowych sukniach wyróżniały się z tłumu. Parkiet na, którym powoli zbierał się tłum oświetlały różnego rodzaju specjalne lampy dyskotekowe, a w kącie sali, obok stołów z jedzeniem i barków stał ogromny, czteropiętrowy tort ślubny, który z pewnością napełni żołądki wszystkich. Do sali właśnie wkroczyła para młoda. Norma w białej, długiej do ziemi sukni, a Ashton w czarnym garniturze, białej koszuli pod spodem i czarnym krawatem. Trzymał Ją za rękę tak jakby bał się, że zaraz ucieknie chociaż dobrze wiedział, że tak się nie stanie. Kiedy zajęci sobą goście zobaczyli nowożeńców zaczęli głośno wiwatować spotykając się z szerokim uśmiechem Normy. Nie wierzyła, że to tak szybko się potoczyło, ale w tej chwili była najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi i nie bała się tego ukrywać. Tak samo było z blondynem, który co chwile ściskał czyjąś rękę gratulującą Mu wyboru żony. Z resztą co się dziwić taka chwila to skarb. Po dziesięciu minutach w całym pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka, a wszyscy zaczęli tańczyć; jedni mniej, a drudzy bardziej wywijali swoje ciała w rytm jakiegoś popowego kawałka.
-Będziecie na prawdę świetną parą...Będę czekać na wasze dzieci-powiedział kuzyn do Normy nie zdając sobie sprawy, że te słowa raniły Ją strasznie. On nie wiedział o chorobie, więc nie mogła Go winić, ale to nie zmieniło faktu, że po lewej stronie klatki piersiowej poczuła mocne ukłucie. Posłała Mu słaby, uśmiech, a ten odwzajemnił Go nieświadomie. Był pijany z resztą jak prawie każdy. Ominęła Go zwinnym ruchem szukając w tłumie swojego męża. Zamiast Jego zobaczyła Caluma wijącego się niczym wąż przy ciotce Susan, Michaela próbującego poderwać jakąś ładną blondynkę niestety bez skutecznie, bo zaraz po tym została odciągnięta od Niego przez najprawdopodobniej swojego chłopaka.
-Wiesz Norma...jesteś na prawdę najlepszą żoną jaką kiedykolwiek miałem-znajomy głos dobiegł za Jej pleców i spowodował lekką gęsią skórę na gołych ramionach. Poczuła silne ręce wokół swojej talii oraz intensywny zapach alkoholu połączonego z męskimi perfumami.
-To nie jestem tą pierwszą?
-Co?
-Jestem twoją pierwszą żoną?
-Tak. Skąd masz takie przypuszczenia?-blondyn był nieobecny, co jeszcze bardziej potwierdziło Jej przypuszczenia i Jego trzeźwości.
-Zdajesz sobie sprawę, że właśnie zaprzeczyłeś swojemu stwierdzeniu?-zaśmiała się na nie poradność chłopaka. Był taki słodki, że mogłaby Go zjeść tu i teraz. Odwróciła się przodem do Niego skradając mu delikatny pocałunek na Jego miękkich ustach patrząc przy tym na Jego błyszczące oczy.''
Wiedziała, że czasu już nie cofnie. Miała marzenia, które aktualnie kończyła spełniać. Nie potrafiła teraz opisać swoich uczuć, bo kiedy kogoś kochamy to poświęcamy się dla Niego i okazujemy Mu swoją miłość. Tylko czym właściwie jest ta miłość? Uczuciem pomiędzy dwojgiem ludzi?
Norma była kochana przez wszystkich swoich bliskich i choć w dzieciństwie była celem innych to nie poddawała się, bo miała oparcie ludzi, których kochała z wzajemnością. Była szczęśliwa, ponieważ odnalazła coś czego niektórzy ludzie szukają całe życie, a czasami i tak tego nie dostają, a Ona posiadała to. A tym czymś była właśnie miłość. Ta niekiedy banalna miłość, która jest przepełniona, a wręcz nawet napchana do książek i filmów. Tylko, że czasami na pozór szczęśliwi ludzie są bardziej smutni niż mogłoby się wydawać.
Wstała z ławki otrzepując niewidzialny kurz z jej niebieskich spodni. Skierowała się do sypialni, położyła się na łóżku i przykryła puchową, przyjemną w dotyku kołdrą. Zasnęła z miłą myślą jutrzejszego dnia kiedy to będzie chodzić wraz ze swoim mężem po mieście zakochanych.
-Jestem twoją pierwszą żoną?
-Tak. Skąd masz takie przypuszczenia?-blondyn był nieobecny, co jeszcze bardziej potwierdziło Jej przypuszczenia i Jego trzeźwości.
-Zdajesz sobie sprawę, że właśnie zaprzeczyłeś swojemu stwierdzeniu?-zaśmiała się na nie poradność chłopaka. Był taki słodki, że mogłaby Go zjeść tu i teraz. Odwróciła się przodem do Niego skradając mu delikatny pocałunek na Jego miękkich ustach patrząc przy tym na Jego błyszczące oczy.''
Wiedziała, że czasu już nie cofnie. Miała marzenia, które aktualnie kończyła spełniać. Nie potrafiła teraz opisać swoich uczuć, bo kiedy kogoś kochamy to poświęcamy się dla Niego i okazujemy Mu swoją miłość. Tylko czym właściwie jest ta miłość? Uczuciem pomiędzy dwojgiem ludzi?
Norma była kochana przez wszystkich swoich bliskich i choć w dzieciństwie była celem innych to nie poddawała się, bo miała oparcie ludzi, których kochała z wzajemnością. Była szczęśliwa, ponieważ odnalazła coś czego niektórzy ludzie szukają całe życie, a czasami i tak tego nie dostają, a Ona posiadała to. A tym czymś była właśnie miłość. Ta niekiedy banalna miłość, która jest przepełniona, a wręcz nawet napchana do książek i filmów. Tylko, że czasami na pozór szczęśliwi ludzie są bardziej smutni niż mogłoby się wydawać.
Wstała z ławki otrzepując niewidzialny kurz z jej niebieskich spodni. Skierowała się do sypialni, położyła się na łóżku i przykryła puchową, przyjemną w dotyku kołdrą. Zasnęła z miłą myślą jutrzejszego dnia kiedy to będzie chodzić wraz ze swoim mężem po mieście zakochanych.
''Jej jedynastym celem była podroż''
niedziela, 12 października 2014
Jej dziesiąty cel
Rozdział 10
Dedykacja dla Cookie. (w rozdziale znajdują się linki)
-Nie uśmiechaj się, staraj się nic nie mówić, nie trzęś głową, nie rób gwałtownych ruchów i przede wszystkim nie płacz, bo cała nasza robota pójdzie na marne. Złotko-tak powiedziała jej trzydzieści minut temu makijażystka, ale w pewnym sensie Ją rozumiała. Przecież nikt nie lubi jak ciężka robota, która trwała kupę czasu naglę się rujnuję. Wetchnęła ciężko zakładając na siebie jeszcze białe, lakierowane buty na obcasie i otworzyła drzwi kierując się na dół. Ku Jej zaskoczeniu na podjeździe nie stało białe, sportowe auto, lecz biała karoca z białymi różami i z dwoma równie białymi końmi. Próbowała powstrzymać śmiech jaki atakował Ją gdy ujrzała Michaela trzymającego uprząż. Jej brat ubrany był w czarne spodnie, koszule o tym samym kolorze i białą marynarkę. Czerwony krawat idealnie pasował do Jego włosów, które ponownie zmieniły kolor. Podeszła bliżej i złapała Jego dużą rękę, aby mogła wsiąść. Niestety w butach jakie miała na sobie trochę Jej to zajęło. Ostatecznie spoczęła koło swojego starszego brata na białej i bardzo miękkiej poduszce dając mu znak, że może ruszać.
-Nie wiedziałam, że pamiętasz jeszcze to wszystko z wakacji...-zaczęła rozmowę trochę nie pewnie.
To pytanie choć nie było na początku skomplikowane budziło wątpliwości, których wcześniej nie miała. Do pewnego czasu była pewna swojej decyzji. Oboje byli jej pewni. Ale jaki sens to wszystko miało? Czy na prawdę było warto?
-Wiem co teraz myślisz- powiedział spokojnie starając się nie zwracać uwagi na ludzi patrzących się dziwne na parę, która jedzie karocą. Miał prawie stuprocentową pewność, że wzięli Go za Jej przyszłego męża. - Ale uwierz mi, że każde marzenie powinno się spełniać nawet te bezsensowne.
-Wiesz, że chyba masz racje...
-Nie nie nie...Ja zawsze mam racje-odpowiedział i zaraz potem zaczął się śmiać, a Ona również próbowała. Zatrzymali się przed starym, pięknym kościołem. Przed średniej wielkości budynkiem znajdowali się wszyscy goście i jak się domyślała Jej przyszły mąż czekał na Nią już w środku. Za pomocą ojca zeszła z karocy uśmiechając się szeroko. Gości było na prawdę sporo. W tłumie dostrzegła swoich rodziców, ciotki i wójków, kuzynostwo, znajomych ze czasów licealnych zarówno Jej jak Ashtona, a nawet sąsiadów. Wszyscy witali Ją brawami i okrzykami. Michael podał Jej swoją dłoń i zaraz po tym wszyscy skierowali się do budynku, a Oni za nimi. Nie mogła uwierzyć w to co zaraz się stanie. Zostanie żoną i to nie byle jakiego chłopaka. Ale chłopaka z którym chciała spędzić swoje ostatnie dni. Kochała Go i doceniała wszystko to co dla Niej robił nawet jeśli On tego nie widział. Miała nadzieję, że On poradzi sobie po tym jak Jej już zabraknie. Nie była pewna czy chciałaby, aby ułożył sobie życie z kimś innym, ale nie mogła mu tego zabronić. Dla Niej liczyło się Jego szczęście, a jeśli jakaś inna dziewczyna zdoła Go uszczęśliwić to wytrzymałaby to pod warunkiem, że by to wszystko widziała. Bo w końcu ''Czego oczy nie widzą tego serca nie żal''. Uśmiechnęła się jeszcze do Michaela zanim drzwi do kościoła zostały otwarte, a Ona prowadzona do ołtarza przy, którym stał Jej narzeczony.
To nie był zwykły dzień. To był ich dzień.
''Jej dziesiątym celem była wieczność ''
Hej hej hej. Rozdział z rana jak śmietana (xDDDD). Mam nadzieje, że nie najgorszy. Jeszcze dwa rozdziały i epilog! Wpadłam na taki pomysł, żeby zrobić drugą cześć Lost Chance jednak to nie byłby tak bardzo ze sobą powiązane. Postacie te same, a historia przeszłości miałaby tu coś do powiedzenia. Jest w tym jeden problem. Mianowicie nie wiem jeszcze jak to zakończyć, bo biorę pod uwagę 3 zakończenia, a pewnie jakby nad tym dłużej posiedziała to wymyśliłabym kolejne tyle. Więc...wszystko jeszcze musze przemyśleć, bo nie jestem pewna czy druga część nie byłaby nudna i czy w ogóle jest w tym jakiś sens, bo wszystko jeszcze musze sobie poukładać, ale pytam się was, bo jeśli nie będziecie chcieli drugiej części to zrozumiem. Jedyne co mogę wam powiedzieć to jeśli w ogóle powstanie będzie taka spokojna, bez żadnych zdrad, kłótni...podobnie jak Lost Chance. Ale pisze to wam, abyście wyrazili swoje zdanie, bo ma ona na prawdę dużą wartość.
Ale się rozpisałam...Komentujcie, krytykujcie i obserwujcie (xD) Do przeczytania <3
czwartek, 9 października 2014
Jej dziewiąty cel
Rozdział 9
Jest takie uczucie, które według niektórych jest zwykłym zachowaniem i postawą do drugiego człowieka. Ale to coś więcej. To pragnienie przebywania razem, to dążenie do szczęścia drugiej osoby, to pożądanie i namiętność. To także chęć pomocy, zrozumienie i akceptacja. Ale też kłótnie, wyzwiska, rozstania, szczerość i wierność. To naturalna potrzeba posiadania osoby, której możemy powiedzieć o najwstydliwszych momentach naszego życia, to osoba, która wie o nas wszystko, a mimo to nadal przy nas jest. To bycie razem mimo wszystkich przeszkód jakie są i pokonywanie ich razem. Tym uczuciem jest miłość na jaką zasługuję każdy, ale niestety nie każdego ona
spotyka. I właśnie to łączyło Astona i Norme. Mimo wszystkich wzlotów i upadków byli razem. A teraz? To był kolejny dół w, którym poniekąd razem się znaleźli. Ona, bo była śmiertelnie chora, a On, bo kochał Ją ponad życie. Siedziała teraz samotnie w ogródku, na trochę starej, drewnianej ławce podziwiając cały piękny ogród o, który dbała Jej matka. Najróżniejsze kwiaty od zwykłych pospolitych róż po mniej znane i rzadziej spotykane okazy. Jednym słowem był idealny w odróżnieniu od Jej życia. Miała kochającą rodzinę, pieniądze, chłopaka, ale brakowało Jej czegoś ważnego, a może nawet najważniejszego. I w tym tkwił problem. Miała niemal wszystko z wyjątkiem zdrowia, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Lekki szum wiatru sprawił, że włosy opadły na Jej czoło, a na gołych ramionach poczuła nieprzyjemne ciarki. Dochodziła siódma wieczorem, a Jej chłopaka nadal nie było. Zaczynała się powili niepokoić. Temperatura na zewnątrz zaczęła spadać, więc dłużej się nie zastanawiając przekroczyła próg domu. Ciepłe powietrze zderzyło się z Jej zimnym ciałem powodując przy tym przyjemny dreszcz. Dźwięk nadchodzącej wiadomości od Ashtona rozproszył się po pokoju.
spotyka. I właśnie to łączyło Astona i Norme. Mimo wszystkich wzlotów i upadków byli razem. A teraz? To był kolejny dół w, którym poniekąd razem się znaleźli. Ona, bo była śmiertelnie chora, a On, bo kochał Ją ponad życie. Siedziała teraz samotnie w ogródku, na trochę starej, drewnianej ławce podziwiając cały piękny ogród o, który dbała Jej matka. Najróżniejsze kwiaty od zwykłych pospolitych róż po mniej znane i rzadziej spotykane okazy. Jednym słowem był idealny w odróżnieniu od Jej życia. Miała kochającą rodzinę, pieniądze, chłopaka, ale brakowało Jej czegoś ważnego, a może nawet najważniejszego. I w tym tkwił problem. Miała niemal wszystko z wyjątkiem zdrowia, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Lekki szum wiatru sprawił, że włosy opadły na Jej czoło, a na gołych ramionach poczuła nieprzyjemne ciarki. Dochodziła siódma wieczorem, a Jej chłopaka nadal nie było. Zaczynała się powili niepokoić. Temperatura na zewnątrz zaczęła spadać, więc dłużej się nie zastanawiając przekroczyła próg domu. Ciepłe powietrze zderzyło się z Jej zimnym ciałem powodując przy tym przyjemny dreszcz. Dźwięk nadchodzącej wiadomości od Ashtona rozproszył się po pokoju.
,,Będę za godzinę. Zabieram cię na kolacje, więc ubierz się szałowo''
Po przeczytaniu esemasa uśmiechała się do siebie i przez dziesięć minut stała tak wpatrując się w ekran aparatu. Dopóki coś Jej nie tknęło. Miała godzinę. Tylko godzinę na umycie się, umalowanie i ubranie. To było za mało. Zwłaszcza w Jej wypadku. W myślach wymyślała najróżniejsze, nieprzyjemne epitety jakie mogłaby mu teraz powiedzieć. Otworzyła szafę wyrzucając z niej prawie całą zawartość. Wybrała dwie sukienki jedną granatową, rozkloszowaną do kolan z dekoltem, a drugą mocno-czerwoną, dobrze skrojoną, długą, bo prawie, aż do ziemi z małym rozcięciem na jednej nodze. W ostateczności wybrała ta drugą dobrze wiedząc, że strój jest w ulubionym kolorze Jej ukochanego. Do tego dobrała wysokie, czarne szpilki i trochę złotej biżuterii. Zadowolona ze swojego wyboru poszła do łazienki gdzie wzięła szybki prysznic i ubrała przygotowane rzeczy. Usta pomalowała na bladą czerwień, a swoje ciemno brązowe oczy mocno podkreśliła podobnie tak jak rzęsy. Włosy zostawiła jako swoje lekkie, naturalne loki. Drzwi do pokoju lekko zaskrzypiały.
-Norma jesteś?
-Już wychodzę- wykrzyknęła z łazienki i po raz ostatni przyglądając się sobie w lustrze otworzyła drzwi. Mina Ashtona była bezcenna, a On sam wyglądał przystojnie. Biała, zwykła koszula zapięta po samą szyje i czarna marynarka opinały jego muskularne ramiona, a czarne rurki idealnie leżały na nogach. Jego niesforne loki podtrzymywała standardowo czarna bandamka.
-Już wychodzę- wykrzyknęła z łazienki i po raz ostatni przyglądając się sobie w lustrze otworzyła drzwi. Mina Ashtona była bezcenna, a On sam wyglądał przystojnie. Biała, zwykła koszula zapięta po samą szyje i czarna marynarka opinały jego muskularne ramiona, a czarne rurki idealnie leżały na nogach. Jego niesforne loki podtrzymywała standardowo czarna bandamka.
-Wyglądasz pięknie-podsumował swoim zachrypniętym głosem puszczając dziewczynie oczko. - Jak zawsze z resztą.
-Ty też - posłała mu swój olśniewający, szeroki uśmiech.
Złapał Ją za rękę i przepuszczając w drzwiach wpatrywał się w Jej sylwetkę. Wyglądała na prawdę zjawiskowo i chyba nie zdawała sobie z tego sprawy. Jak prawdziwy dżentelmen, którym starał się być jak najczęściej otworzy Jej drzwi do czarnego auta. Po chwili usiadł na miejscu kierowcy po drugiej stronie, odpalił silnik i ruszył.
-Gdzie mnie zabierasz?-zapytała po dziesięciu minutach jazdy w ciszy.
-Już ci mówiłem kochanie-odpowiedział nie spuszczając wzroku z jezdni- I nie, nie powiem nic więcej.
Wywróciła oczami tracąc powoli cierpliwość, której ostatnio miała coraz mniej. Po kolejnych dziesięciu minutach drogi auto zatrzymało się, a blondyn obszedł je, aby otworzyć drzwi po Jej stronie. Podała mu rękę, którą złapał. Szedł przed Nią, aby zakryć niespodziankę, którą przygotował specjalnie dla Niej. W pewnym momencie swojej wędrówki stanął, a brunetka odbiła się lekko od Jego twardych pleców. Odwrócił się przodem do Niej i skradł Jej niespodziewanego całusa w usta. Uśmiechnął się szeroko pokazując swój śnieżno-biały uśmiech, który miał dodać mu pewności siebie. Odsunął się ukazując nieziemski widok. Jeden stół z zastawą i dwoma krzesłami postawiony na dworze z idealnym widokiem na zachodzące, pomarańczowe słońce. Norma ze zdziwienia otworzyła szeroko usta tak samo jak zrobił to On na Jej widok. To wyglądało na prawdę romantycznie. Złapał Ją za rękę ciągnąc do stolika i pomagając usiąść Jej na krześle stanął nieruchomo i wpatrywał się w Nią przez dłuższą chwile. Zaraz po tym jednak otrząsnął się.
-Norma...Bo wiesz jak cię kocham...-przerywał wahając się nie będąc do końca pewnym swoich słów - I tak sobie pomyślałem. Bo to takie trudne i...- złapała Go za ręce chcąc dodać mu otuchy i odwagi.
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał w końcu klękając i wyciągając czerwone pudełko ze złotym pierścionkiem z ozdobnym rubinem. Zaniemówiła wpatrując się to w pierścionek to w wyczekujące oczy blondyna. To co przed chwilą usłyszała zwaliło Ją z nóg. Zastanawiała się czy na prawdę była taka głupia. Mogła się domyśleć, ale jaki był sens skoro niedługo będzie wąchać kwiatki od spodu? A może jednak jakiś był? I w końcu zamrugała kilkakrotnie i wypowiedziała to jedno jedyne słowo :
- Tak.
,,Jej dziewiątym celem była miłość''
Chciałam wam podziękować za wszystko. Za tyle komentarzy i wyświetleń! To dla mnie na prawdę dużo znaczy <3 Jeśli mi się uda to następny pojawi się już w weekend. Mam nadzieję, że rozdział nie jest taki zły i, że wybaczycie mi błędy jeśli jakieś są (na pewno są xD). Zawsze mam tyle do napisania a tu nic...więc pozostaje mi tylko napisać, że was kocham i czekam na komentarze nawet te nagatywne <3.
sobota, 4 października 2014
Jej ósmy cel
Rozdział 8
Dedykacja dla Natalki U. :)))
Minęły już prawie trzy dni od imprezy, a nikt nadal nie mógł dojść do siebie. Każdy próbował zwalczyć okropnego kaca, ale to nie było takie proste jak można by przypuszczać. Brali tabletki przeciw bólowe, jedli czosnek, pili koktajle bananowe, herbatę z cytryną, zimną wodę, spali i jedli szpinak, ale na nic to nie działało. Przeżywali swojego rodzaju Kac Vegas i, aby pozbierać wszystko co działo się tamtej nocy musieli szukać w telefonach, kieszeniach i własnych pamięciach. Udało im się wspólnie ustalić, że po zabawie w ciuciubabkę, która trwała około godziny, a niektórych osób i tak nie odnaleziono przyszła kolej na butelkę. Standardowa zabawa połączyła kilka osób na jedną noc. Było rozbieranie się, tańczenie na lampie w ogrodzie, całowanie, ale też i przede wszystkim picie alkoholu. Michael był podwójnie dumny z upicia ''profesjonalnego'' barmana, który okazał się mieć bardzo słabą głowę do picia skoro po wypiciu zaledwie trzech mojito leżał pod stołem w sypialni rodziców i majaczył o jakiejś bujnie obdarzonej blondynce. Oczywiście nie obyło się bez skarg rodziców. Cała toaleta śmierdziała wymiocinami, a mama nadal wypomina stłuczone talerze i szklanki.
-Co dzisiaj robimy?-zapytał Ashton wchodząc do kuchni i całując brunetkę w policzek. Wymusiła uśmiech nadal walcząc z pulsującym bólem głowy, ale zaśmiała się kiedy chłopak zaczął nalewać sobie wody z cytryną. Spotkała się z zdezorientowanym spojrzeniem chłopaka i przypomniała sobie obraz z dnia imprezy. Kiedy to znalazła Go leżącego prawie nago, bo tylko w afro peruce w krzakach za altanką w ogródku i Caluma starającego się zaśpiewać Hymn Hiszpanii, który przecież nie ma słów. Ale to był w końcu Calum - człowiek, który nie wiedział ile to jest dwa plus dwa, a znał doskonale wszystkie prawa fizyki. Postanowiła jednak nie przypominać tego swojemu chłopakowi.
-Idziemy dzisiaj na zajęcia-powiedziała zapominając o bólu jaki jej dokuczał. Wzięła kolejny łyk ciepłej herbaty i wpatrywała się w poczynania blondyna, który nie udolnie próbował posmarować kanapkę masłem.- Czy ja naprawdę musze cię tak niańczyć?
Podeszła do niego, wzięła nóż i zaczęła przygotowywać śniadanie. Zignorowała zadowolony i cwaniacki uśmieszek jaki gościł teraz na Jego twarzy.
-Jakie zajęcia?-przypomniał sobie o pytaniu jakie chciał jej zadać chwile temu. Odwróciła się do niego podając mu cztery kanapki z żółtym serem, sałatą, pomidorem i szynką. Usiedli na przeciwko siebie. On zaczął je konsumować, a ona podziwiała prace jego mięśni brzucha i ramion. Był idealny. Po prostu idealny. Uśmiechnęła się mimowolnie widząc, że jego trochę dłuższe loki wpadają mu do talerza.
-Tańca-odpowiedziała przełykając ślinę zdając sobie sprawę, że jej ukochany jest marnym tancerzem.- Tańca Tango.
Chłopak westchnął głęboko dobrze wiedząc, że nie wygra ze swoją dziewczyną. A poza tym obiecał ją wspierać i zamierzał dotrzymać swojej obietnicy. Skończył posiłek, wziął ją za rękę i wyszli na dwór. Szli w ciszy. Sama ich obecność sprawiała im radość, a słowa były zbędne. Mijali bawiące się dzieci, starszą zakochaną parę i kilka młodych osób w ich wieku. Nie było dużego ruchu, bo był to dzień roboczy i godziny pracy. Zatrzymali się przed ogromnym, nowoczesnym budynkiem z dużym, jasnym napisem ''Szkoła Tańca Londyn''. Ashton przepuścił Normę w drzwiach. Pomieszczenie było dość nowoczesne, panował w nim głównie kolor niebieski i czarny. Młoda, ładna blondynka z plakietką z imieniem Larrisa zawołała ich gestem dłoni. Podążyli za nią do średniej wielkości sali z lustrami. Dziewczyna podeszła do dużej wierzy stojącej w kącie i puściła jakiś kawałek. Zaczęła pokazywać ćwiczenia rozciągające, aby pomóc im się przygotować i nie nabawić się przy tym kontuzji. Po niecałym kwadransie skończyli i przyszła pora na taniec. Larrisa pokazywała im różnego rodzaju pozy jakie mieli po niej powtarzać.
-To wcale nie jest takie trudne jak myślałem.-stwierdził blondyn.
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca-odpowiedziała mu Norma i szeroko się uśmiechnęła. On chyba nie wiedział co go czeka. W sali zaczęła rozbrzmiewać charakterystyczna muzyka. A oni zaczęli, a może próbowali tańczyć. Średnio im to wychodziło, ale starali się jak tylko mogli. Zrobili sobie przerwę. Blondyn usiadł na podłodze ciągnąć na swoje kolana brunetkę. Patrzyli sobie w oczy ciesząc się kolejny dniem spędzonym ze sobą. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku przepełnionym radością i pożądaniem. Nie interesowało ich nic oprócz tej chwili. Kochali się i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę.
,,Jej ósmym celem był taniec''
Hej. Rozdział świeży. Stwierdziłam, że nie będę czekać do jutra. Miśki na górze po prawej jest ankieta i fajnie by było gdybyście zagłosowali. Można wybrać więcej niż jedną odpowiedz. Jeśli lubicie oryginalne fanfiction to zapraszam na Twisted. Bardzo dobry :))) Do przeczytania <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)