Rozdział 11
Dedykacja dla Wiktorii (skomentuj chociaż raz plebsie xD)
Ciemne niebo kontrastowało niemalże idealnie z jasno-święcącymi miliardami gwiazd, które swym wyglądem zapierały dech w piersiach, a chłodny powiew wiatru zaczesał Jej ciemne włosy do tyłu. Wzięła głęboki wdech patrząc na falującą wodę morza, która odbijała Jej uśmiechniętą i lekką czerwoną twarz. Była żoną Ashtona już od dwóch dni, a teraz zgodnie z tradycją przyszedł czas na podróż poślubną, która właśnie trwała. Dosłownie, bo płynęli do swojego wymarzonego celu wynajętym statkiem. Obydwoje uzgodnili, że najodpowiedniejszym miejscem będzie Paryż zwanym również miastem zakochanych. Wpatrywała się w lustrzane odbicie wody wspominając wesele.
''W całej sali bankietowej przeważały czerń i biel, a kobiety w kolorowych, wizytowych sukniach wyróżniały się z tłumu. Parkiet na, którym powoli zbierał się tłum oświetlały różnego rodzaju specjalne lampy dyskotekowe, a w kącie sali, obok stołów z jedzeniem i barków stał ogromny, czteropiętrowy tort ślubny, który z pewnością napełni żołądki wszystkich. Do sali właśnie wkroczyła para młoda. Norma w białej, długiej do ziemi sukni, a Ashton w czarnym garniturze, białej koszuli pod spodem i czarnym krawatem. Trzymał Ją za rękę tak jakby bał się, że zaraz ucieknie chociaż dobrze wiedział, że tak się nie stanie. Kiedy zajęci sobą goście zobaczyli nowożeńców zaczęli głośno wiwatować spotykając się z szerokim uśmiechem Normy. Nie wierzyła, że to tak szybko się potoczyło, ale w tej chwili była najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi i nie bała się tego ukrywać. Tak samo było z blondynem, który co chwile ściskał czyjąś rękę gratulującą Mu wyboru żony. Z resztą co się dziwić taka chwila to skarb. Po dziesięciu minutach w całym pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka, a wszyscy zaczęli tańczyć; jedni mniej, a drudzy bardziej wywijali swoje ciała w rytm jakiegoś popowego kawałka.
-Będziecie na prawdę świetną parą...Będę czekać na wasze dzieci-powiedział kuzyn do Normy nie zdając sobie sprawy, że te słowa raniły Ją strasznie. On nie wiedział o chorobie, więc nie mogła Go winić, ale to nie zmieniło faktu, że po lewej stronie klatki piersiowej poczuła mocne ukłucie. Posłała Mu słaby, uśmiech, a ten odwzajemnił Go nieświadomie. Był pijany z resztą jak prawie każdy. Ominęła Go zwinnym ruchem szukając w tłumie swojego męża. Zamiast Jego zobaczyła Caluma wijącego się niczym wąż przy ciotce Susan, Michaela próbującego poderwać jakąś ładną blondynkę niestety bez skutecznie, bo zaraz po tym została odciągnięta od Niego przez najprawdopodobniej swojego chłopaka.
-Wiesz Norma...jesteś na prawdę najlepszą żoną jaką kiedykolwiek miałem-znajomy głos dobiegł za Jej pleców i spowodował lekką gęsią skórę na gołych ramionach. Poczuła silne ręce wokół swojej talii oraz intensywny zapach alkoholu połączonego z męskimi perfumami.
-To nie jestem tą pierwszą?
-Co?
-Jestem twoją pierwszą żoną?
-Tak. Skąd masz takie przypuszczenia?-blondyn był nieobecny, co jeszcze bardziej potwierdziło Jej przypuszczenia i Jego trzeźwości.
-Zdajesz sobie sprawę, że właśnie zaprzeczyłeś swojemu stwierdzeniu?-zaśmiała się na nie poradność chłopaka. Był taki słodki, że mogłaby Go zjeść tu i teraz. Odwróciła się przodem do Niego skradając mu delikatny pocałunek na Jego miękkich ustach patrząc przy tym na Jego błyszczące oczy.''
Wiedziała, że czasu już nie cofnie. Miała marzenia, które aktualnie kończyła spełniać. Nie potrafiła teraz opisać swoich uczuć, bo kiedy kogoś kochamy to poświęcamy się dla Niego i okazujemy Mu swoją miłość. Tylko czym właściwie jest ta miłość? Uczuciem pomiędzy dwojgiem ludzi?
Norma była kochana przez wszystkich swoich bliskich i choć w dzieciństwie była celem innych to nie poddawała się, bo miała oparcie ludzi, których kochała z wzajemnością. Była szczęśliwa, ponieważ odnalazła coś czego niektórzy ludzie szukają całe życie, a czasami i tak tego nie dostają, a Ona posiadała to. A tym czymś była właśnie miłość. Ta niekiedy banalna miłość, która jest przepełniona, a wręcz nawet napchana do książek i filmów. Tylko, że czasami na pozór szczęśliwi ludzie są bardziej smutni niż mogłoby się wydawać.
Wstała z ławki otrzepując niewidzialny kurz z jej niebieskich spodni. Skierowała się do sypialni, położyła się na łóżku i przykryła puchową, przyjemną w dotyku kołdrą. Zasnęła z miłą myślą jutrzejszego dnia kiedy to będzie chodzić wraz ze swoim mężem po mieście zakochanych.
-Jestem twoją pierwszą żoną?
-Tak. Skąd masz takie przypuszczenia?-blondyn był nieobecny, co jeszcze bardziej potwierdziło Jej przypuszczenia i Jego trzeźwości.
-Zdajesz sobie sprawę, że właśnie zaprzeczyłeś swojemu stwierdzeniu?-zaśmiała się na nie poradność chłopaka. Był taki słodki, że mogłaby Go zjeść tu i teraz. Odwróciła się przodem do Niego skradając mu delikatny pocałunek na Jego miękkich ustach patrząc przy tym na Jego błyszczące oczy.''
Wiedziała, że czasu już nie cofnie. Miała marzenia, które aktualnie kończyła spełniać. Nie potrafiła teraz opisać swoich uczuć, bo kiedy kogoś kochamy to poświęcamy się dla Niego i okazujemy Mu swoją miłość. Tylko czym właściwie jest ta miłość? Uczuciem pomiędzy dwojgiem ludzi?
Norma była kochana przez wszystkich swoich bliskich i choć w dzieciństwie była celem innych to nie poddawała się, bo miała oparcie ludzi, których kochała z wzajemnością. Była szczęśliwa, ponieważ odnalazła coś czego niektórzy ludzie szukają całe życie, a czasami i tak tego nie dostają, a Ona posiadała to. A tym czymś była właśnie miłość. Ta niekiedy banalna miłość, która jest przepełniona, a wręcz nawet napchana do książek i filmów. Tylko, że czasami na pozór szczęśliwi ludzie są bardziej smutni niż mogłoby się wydawać.
Wstała z ławki otrzepując niewidzialny kurz z jej niebieskich spodni. Skierowała się do sypialni, położyła się na łóżku i przykryła puchową, przyjemną w dotyku kołdrą. Zasnęła z miłą myślą jutrzejszego dnia kiedy to będzie chodzić wraz ze swoim mężem po mieście zakochanych.
''Jej jedynastym celem była podroż''
*-*
OdpowiedzUsuńAch, końcówka mnie dobiła... Mam szczerą nadzieję, że Norma nie umrze. Ale o co chodzi z Ashtonem? Przecież on jest taki kochany! Nie może jej okłamywać! Od razu skojarzyły mi się Dziwne losy Jane Eyre, gdzie bohaterka przy ołtarzu dowiedziała się, że jej wybranek ma żonę, która jest wariatką i trzyma ją zamkniętą na strychu xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sparks
Czytam wszystkiej, ale zapewne wiesz bo komentuje.XD Tak wiec ten jest oficjalnie moim ulubionym. Piszesz coraz lepiej co mnie przerzaża . Boje sie co bedzie dalej ;) Mam nadzieję, ze wena cie nie opusci i zagladaj czasem do mnie zostawiajac po sobie jakis slad tak jak ja u cb.(http://neverbe5sos.blogspot.com/)
OdpowiedzUsuńAh. Rozpłynęłam się <3 Calum jak zwykle mnie rozwala. Rozmowa z Ashtonem mnie zaskoczyła. On i inna żona? Ciekwawy byłby to wątek. Chętnie bym o nim poczytała, jednak to byłby cios dla normy. W końcu ma umrzeć. Cały czas jednak licze że przeżyje jakimś cudem. :-)
OdpowiedzUsuńOh to wszystko takie piękne. Ta ich miłość to spełnianie marzeń. Ashton i ta jego "żona" :D W epilogu pewnie zaskoczysz nas totalnie lecz ciągle mam nadzieje że ona jednak nie umrze i dalej będzie mogła się cieszyć życiem, miłością Ash'a i rodziną. Pisz tam szybko bo nie mogę się doczekać. Weny <3
OdpowiedzUsuńUrzekl mnie ten rozdzial, tak bardzo szkoda mi Normy, ze czytajac to lamie mi sie serce </3
OdpowiedzUsuńCaly czas mam nadzieje, ze przezyje :c dodawaj szybko kolejny, zycze weny! :*